Jak wspomina pan swoją ostatnią przygodę z Orłem?
Bardzo dobrze. To właśnie z tego powodu nie miałem żadnych wątpliwości i zdecydowałem się teraz na podpisanie kontraktu.
Czyli nie chciał pan zostać w Motorze Lublin, z którym udało wywalczyć się awans do PGE Ekstraligi?
Od początku Łódź chodziła mi po głowie. Pewnie i była jakaś możliwość pozostania w Lublinie. Mam jednak wrażenie, że nie do końca się rozumieliśmy. Mieliśmy chyba inne oczekiwania.
Miniony sezon miał dla pana chyba słodko - gorzki smak. Z jednej strony awans, a z drugiej złamana noga, która wyłączyła pana na długo z jazdy.
Radość z awansu jest oczywista, ale nie ukrywam, że osobiście czuję niedosyt. Każdy mi gratuluje i cieszy się z naszej wygranej. Ja nie potrafię się jednak uśmiechać od ucha do ucha. Zależało mi na tym, żeby jeździć normalnie od początku do końca rozgrywek, a tak niestety nie było. Moje plany zniweczyła kontuzja. Staram się jednak o niej już nie myśleć, choć przyznam, że to pierwszy taki uraz w mojej karierze. Nigdy nie byłem tak długo wyłączony z uprawiania tego sportu. Jeśli już pauzowałem to przez jeden, może dwa mecze.
Ta kontuzja musiała być dla pana wielkim ciosem. Mam wrażenie, że do tego urazu wszystko układało się dobrze.
Początek miałem trochę niemrawy, ale później faktycznie wyglądałem coraz lepiej. Inna sprawa, że po drodze klub miał dziwne pomysły i byłem odstawiany od składu w niezrozumiałych dla mnie okolicznościach. I wtedy pojawił się motocross. To miało być wypełnienie wolnego czasu. Nie chcałem "zardziewieć". Pech sprawił, że dopadła mnie kontuzja.
Usłyszał pan pretensje? Ludzie pytali, po co był ten motocross?
Pretensji bezpośrednio od nikogo nie usłyszałem. Docierały jednak do mnie sygnały, że na temat tego wydarzenia się rozmawia. Niektórzy przed wypowiadaniem takich sądów powinni jednak spokojnie przyjrzeć się mojej sytuacji. A ta łatwa nie była, bo znalazłem się w potrzasku. Gdybym nie jeździł na motocrossie i siedział bezczynnie w oczekiwaniu na kolejne zawody, to nic dobrego by z tego nie wyszło. Motocross naprawdę wiele daje. Efektem pracy na motocyklu był chociażby sparing z Zieloną Górą i moja bardzo dobra dyspozycja mimo braku jazdy w rozgrywkach ligowych.
Czyli będzie pan nadal jeździć na motocrossie?
Tak, bo to był nieszczęśliwy wypadek, który mógł zdarzyć się w zupełnie innych okolicznościach niż motocross. Z tej formy przygotowań nie zamierzam w żadnym wypadku rezygnować. Być może wyciągnę jakieś wnioski, żeby nic podobnego się nie stało. O wyłączeniu motocrossu nie ma jednak mowy.
Złamał pan prawą nogę, która dla żużlowca jest istotniejsza.
To prawda. Proszę jednak pamiętać, że od mojego wypadku do kolejnego startu minie grubo ponad pół roku. Czas i intensywna rehabilitacja robią swoje.
Jak poważna była kontuzja, którą pan odniósł?
Nie ma sensu się czarować. Uraz był poważny. Chciałbym jednak uspokoić wszystkich kibiców. Do sezonu będę na pewno odpowiednio przygotowany. Niektórzy rozsiewali w tej sprawie zupełnie niepotrzebne informacje. To wszystko było jedną wielką bzdurą. Zawsze zaczynałem przygotowania do ligi wraz z początkiem grudnia. Tak samo będzie teraz. A to oznacza, że nic się nie zmieniło. Z moim zdrowiem wszystko jest w porządku.
Czyli nie jest tak, że w okresie przygotowawczym będzie przechodzić pan jeszcze rehabilitację, która zaburzy cykl treningowy?
Od grudnia, jak co roku, zaczynam regularne treningi siłowe i wytrzymałościowe. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby jednocześnie uczęszczać na rehabilitację. Chcę zrobić wszystko, aby jak najlepiej przygotować się do nadchodzącego sezonu. Powiem więcej - jestem przekonany, że tak właśnie będzie.
Zostawmy bolesne tematy i przejdźmy do tego, co nas czeka. Jak ocenia pan skład Orła na sezon 2019?
Bardzo dobrze. Możemy wiele wspólnie zdziałać. Mam nawet takie wrażenie, że skład został złożony z zawodników, którzy mają coś do udowodnienia. Wszyscy będziemy chcieli postawić sobie nieco wyżej poprzeczkę. Ambicji nam nie zabraknie, a to dobrze wróży. Ze mną jest tak samo. Czułem złość, że nie jeździłem i teraz nie mogę się doczekać sezonu. Prezes doskonale o tym wie. Kiedy się spotkaliśmy, to były dwie, może trzy godziny rozmowy o żużlu. Jeśli chodzi o warunki kontraktu, to ich ustalenie zajęło nam cztery minuty.
A jaki powinien być cel Orła?
Po cichu myślę, że każdy z zawodników liczy na fazę play-off. Jeśli uda się do niej wjechać, to wszystko zacznie się od nowa. Wtedy decyduje dyspozycja dnia.
Zgadza się pan z opinią, że pierwsza liga będzie najciekawsza i najbardziej wyrównana od wielu lat?
Chyba tak. Do tej pory zawsze mieliśmy trzy, cztery, maksymalnie pięć zespołów, które liczyły się w grze o play-off. Teraz widzę ośmiu kandydatów. Każdy ma na to szanse.
A ROW Rybnik to dla pana murowany kandydat do awansu?
Nie ma dla mnie murowanych faworytów. Każda z drużyn ma na tyle dużo atutów, że może być czarnym koniem rozgrywek. Proszę mi wierzyć, że wszystkie scenariusze wchodzą w grę.
Co z pana występami w ligach zagranicznych?
Na razie skupiam się na Orle Łódź. Jeśli pojawi się dobra oferta z lig zagranicznych, to pewnie z niej skorzystam. Na ten moment chcę się jednak maksymalnie zaangażować w polską ligę. Taki jest mój plan.