13 grudnia mija czas na odwołanie się Łódzkiego Orła od decyzji Komisji Licencyjnej, która nie przyznała łódzkiemu klubowi licencji umożliwiającej mu starty w przyszłym roku. Jeśli do czwartku włodarze Orła nie przedstawią umowy na wynajem stadionu żużlowego istnieje możliwość, że w Łodzi przynajmniej przez rok nie zawarczą motocykle żużlowe.
- Nikt z nami nie rozmawia, a jest już 11 grudnia. Klęczę tylko w kościele i nie będę tego robić przed urzędnikami. Jeśli miasto nie widzi potrzeby, żeby w mieście był żużel, to nic nie zrobimy. Podkreślam, że nie chcemy nic innego niż pozostałe kluby. Zależy nam na takiej samej umowie na wynajem obiektu. Tymczasem cały czas jesteśmy traktowani jak powietrze. Uważam, że to zemsta, bo ten stadion został wybudowany za zbyt małe pieniądze w porównaniu z innymi obiektami. Od samego początku mieliśmy pod górkę. Informowaliśmy, że do 29 listopada potrzebujemy dokumentu uprawniającego nas do korzystania ze stadionu. Nikt nie chciał z nami rozmawiać. 5 grudnia, a więc po terminie, MAKiS przesłał nam list intencyjny z wsteczną datą, z którego wynika, że jeśli będzie kiedyś zarządcą obiektu, to być może go nam wynajmie. W tym sezonie dostaliśmy dotację celową w wysokości 27 tysięcy złotych na każdy mecz. Musieliśmy jednak wszystko sami przygotować. Daliśmy swój sprzęt, swoich ludzi i paliwo. Dodatkowo zapłaciliśmy 53 tysiące złotych podatku VAT. Teraz nie chcemy być traktowani gorzej. Zależy nam, żeby podejść do nas tak samo jak do innych dyscyplin, a więc piłki nożnej, siatkówki czy rugby. Nie jesteśmy gorsi. Jeśli miasto nie podejmie z nami rozmów, to sprawdzą się słowa pana Grajewskiego i na stadionie będzie można organizować wyścigi psów. Nie wiadomo jedynie czy takich rasowych czy kundelków. Argument, że obiekt nie został jeszcze odebrany, jest pozbawiony sensu. Ta zwykła gra prowadzona po to, żeby wykonawca przez całą zimę miał na swoim utrzymaniu stadion. Umowę można przecież sporządzić w odpowiedni sposób. Wystarczy dodać zapis, że wchodzi ona w życie, kiedy stadion zostanie przejęty przez MAKiS.
1 grudnia mieliśmy ruszyć z kampanią promującą sprzedaż karnetów. Wszystko było przygotowane. Ściągnęliśmy do Łodzi zawodników, ale całą akcję trzeba było odwołać. Rok temu straciliśmy na tym, że nie było obiektu. Teraz znowu próbuje się nas zniszczyć. Wynajęliśmy już firmę, która oszacuje, jakie ponieśliśmy straty wizerunkowe. Będziemy domagać się od miasta odszkodowania. W tym przypadku klub nie ponosi żadnej winy. Zawiniło miasto. Na żadne pismo, które złożyliśmy w tej sprawie, nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Czy my jesteśmy drugą kategorią ludzi? Na całym stadionie jest błoto. Za obecny stan obiektu powinien się wstydzić prezes MAKiS-u. Był współorganizatorem zawodów enduro i do dziś nie raczył po sobie posprzątać. Trzeba wywieźć z obiektu jeszcze sporo ziemi - powiedział prezes Orła Łódź, Witold Skrzydlewski.