Problem w tym, że przez cały sezon mecze w najlepszej żużlowej lidze świata sędziowało na zmianę tak naprawdę pięciu arbitrów. Reszta nie była w stanie poradzić sobie z ogromną presją i w najważniejszych momentach popełniała duże błędy. Niestety nic nie wskazuje na to, by w najbliższych latach ta sytuacja miała się zmienić. W 2016 roku na kurs sędziowski spłynęło niewiele ponad 10 propozycji. PZM z uwagi na brak solidnych kandydatów, nie stawia przed nimi zbyt dużych wymagań.
Aby zostać przyjętym na kurs wystarczy mieć odpowiedni wiek (25-35 lat), średnie wykształcenie i nieźle orientować się w regulaminach żużlowych. Śmiało można więc założyć, że arbitrem żużlowym może zostać każdy z fanów. Chętnych od lat jest jednak jak na lekarstwo, a niewielką zachętą są same pieniądze. Za jeden mecz w PGE Ekstralidze sędzia dostaje 1400 złotych, a w Nice 1. LŻ 1200. Zanim jednak będzie miał okazję zarobić musi ukończyć kurs i co najmniej roczny staż. W tym czasie kandydat na sędziego musi stawić się na minimum 20 imprezach u boku innego arbitra. Wszystko na własny koszt. Nie ma się więc co dziwić, że od lat władze PZM liczą przede wszystkim na zgłoszenia od pasjonatów żużla.
To jednak nie sprzyja podwyższaniu poziomu polskich arbitrów. Wystarczyłaby jedna mała zmiana, a moglibyśmy mieć pewność, że każdy sędzia przeszedł odpowiednią drogę i jest gotowy podjąć się zadania. – PZM ogłosił nabór na kandydatów na sędziów. Tradycyjnie brak wymogu dotyczący posiadania licencji osoby funkcyjnej lub urzędowej. Później cała Polska grilluje, że „surówki” sobie nie radzą. Jak mają sobie radzić jak sama obecność w parku maszyn powoduje szybkie bicie serca – skomentował decyzję władz PZM, żużlowy menedżer, Sławomir Kryjom.
PZM nie robi więc przeszkód, by do kursu podchodziły także osoby, które nie mają żadnego doświadczenia w pracy podczas meczów żużlowych. Wszystkiego muszą więc uczyć się od początku, a przez to mają znacznie dłuższą drogę do pokonania. Znacznie lepiej byłoby wybierać sędziów wśród kierowników startów i innych osób funkcyjnych, które miały już okazję oglądać najważniejsze od środka.
Źródło: Przegląd Sportowy