Domknęliście skład na sezon 2019 wypożyczając z Grudziądza juniora Denisa Zielińskiego. W kadrze ma pan jedenastu żużlowców. Na ile udało się zbudować to, co pan chciał?
Zawsze można zrobić coś lepiej, ale skład, który jest obecnie, jest tym, który sobie nakreśliliśmy. Z tymi zawodnikami chcemy jechać w I lidze. Każdy zacznie z czystą kartą. Nikogo nie stawiam od razu w pozycji rezerwowego, może poza Bradleyem Wilsonem-Deanem, ale Nowozelandczyk zawsze może przyjechać i się pokazać. Żużel to urazowy sport i dobrze mieć szerszą kadrę.
To już czwarty z rzędu sezon na zapleczu ekstraligi, którą w Gdańsku po raz ostatni mieliśmy w 2014 roku. To długo, ale prezes Tadeusz Zdunek powiedział, że w tym sezonie nie będzie jeszcze ciśnienia na awans. O co jedziecie?
O pierwszą czwórkę. To jest cel minimum, a później zobaczymy jak rozwinie się sytuacja. Ktoś wyliczył, że gdyby wrócić do stosowania Kalkulowanej Średniej Meczowej, mielibyśmy najniższą w lidze. I dobrze, po co robić dużo szumu? Lepiej jeść łyżeczką, a na koniec miło zaskoczyć.
Kto z drużyny Wybrzeża może okazać się największym pozytywnym zaskoczeniem. Ma pan jakieś przeczucie co do "czarnego konia"?
Mamy zespół młodych zawodników, którzy już liznęli ekstraligi. Kacper Gomólski, Krystian Pieszczek czy Jacob Thorssell - żaden z nich nie jest pewniakiem, a każdy może odpalić. Bardzo chciałbym aby wielki powrót zaliczył Krystian, który jest naszym wychowankiem, chłopakiem stąd. Liczę jednak na wszystkich zawodników, bo wiem, że to drużyna z dużym potencjałem do uwolnienia.
Niektórzy kibice niechętnie przyjęli powrót Pieszczka. Mieli pretensje o to, w jaki sposób opuszczał Gdańsk, że później jeździł dla lokalnego rywala z Grudziądza. Chce im pan coś powiedzieć jako człowiek od lat związany z Wybrzeżem i najskuteczniejszy zawodnik w historii gdańskiego zespołu?
Może być tak, że Krystian pojedzie pierwszy mecz, zdobędzie kilkanaście punktów i wszyscy zapomną o swoich uprzedzeniach. Nie o to jednak chodzi. To jest nasz zawodnik, nasz wychowanek. Stało się jak się stało, nie jeździł u nas cztery lata. W sporcie są różne sytuacje, nie można zawsze być takim pamiętliwym. Trzymajmy za niego kciuki, aby robił dobry wynik dla drużyny i dla siebie.
Nice 1. Liga Żużlowa liczy siedem drużyn po odmowie licencji dla Stali Rzeszów. W rundzie zasadniczej pojedziecie u siebie zaledwie sześć spotkań. Nie martwi pana, że żużel nam się trochę kurczy?
To rzeczywiście problem, ale regulamin jest taki, a nie inny. Nie chcę teoretyzować. Moim zadaniem jest poprowadzić zespół w tych realiach, które są. Trzeba pracować, a nie siedzieć i gdybać. Chcę by moi zawodnicy latem ścigali się z uśmiechem i zbierali plony pracy, którą teraz wykonują.
Pierwszy mecz pojedziecie w Gnieźnie, a pierwszy u siebie przeciwko Unii Tarnów. To dość mocne otwarcie. Pasuje panu taki terminarz?
W tym sezonie liga wygląda wyrównanie. Każdy przedstawia jakąś wartość i nie widzę tu takich outsiderów jakich mieliśmy w zeszłym roku. Te siedem drużyn prezentuje w miarę równy poziom i trudno typować układ sił. Jedni mówią, że najmocniejszy jest ROW Rybnik. Według mnie niekoniecznie. Nie widzę zdecydowanego faworyta.
Przejął pan zespół w trakcie minionych rozgrywek jako szkoleniowiec tymczasowy po Lechu Kędziorze. Nie zdołaliście awansować wprawdzie do play-off, ale było widać, że zespół odżył. Kluczem do sukcesu było przygotowanie toru?
Zawsze byłem za takim torem, jaki robiłem. Wcale nie trzeba było dużo zmieniać w tej nawierzchni. Po prostu odpowiednio o nią zadbaliśmy, wprowadziliśmy drobne korekty, a mi pozostało przekonać zawodników, że na tym torze też idzie walczyć. Było to widać jak na dłoni na naszych ostatnich spotkaniach w Gdańsku.
W tym roku od początku będzie więcej emocji na dystansie?
Jestem przekonany. Niektórzy wmawiają nam, że walka może być wyłącznie na kopnym torze, a to nieprawda. Jak jest kopa, często jadą gęsiego i czekają na błąd rywala czy pociągnięcie w koleinie. Razem z Rafałem Królem dalej będziemy robić taki tor, jak w końcówce poprzedniego sezonu. Nasz toromistrz to solidny człowiek, który rozumie o co go proszę i to realizuje. Jesienią na tor wjechała równiarka, studzienki zostały przeczyszczone. Nawierzchnia jest ułożona, żadnego materiału nie trzeba dowozić. Wystarczy o dbać o tę nawierzchnię, która jest i zgarniać ją spod band po każdym treningu czy zawodach. Wszystko mamy przyszykowane, czekamy tylko na wiosnę.