Wróciliście niedawno z pierwszego klubowego zgrupowania we włoskim Livigno. Taki wyjazd na narty to jest dobry sposób na scementowanie zespołu?
– Na pewno tak. Obóz był jak najbardziej udany. Jeździliśmy głównie na nartach, ale mieliśmy też inne zajęcia, na przykład na sali. Ja jeździłem i na nartach zwykłych i na desce snowboardowej. Potem była sauna, odnowa biologiczna. Nie nudziliśmy się.
Czy można powiedzieć, że to był symboliczny początek drużynowych przygotowań? Tak naprawdę, to już wcześniej zaczęliście myśleć o nowym sezonie…
– Nie do końca. Jeśli zaczniemy jeździć w pierwszym lub w drugim tygodniu marca, tak podejrzewam, to nikt nie przygotowuje się do tego miesiąc wcześniej. Te przygotowania trwają już od października, czy listopada. To bardziej już końcówka przygotowań niż początek (śmiech).
Wielu zmian w składzie nie mieliście, w porównaniu do zeszłego sezonu. Czy to właśnie może być waszą siłą – dobra znajomość kolegów z zespołu?
– W całym poprzednim sezonie atmosfera w drużynie była bardzo dobra. Myślę, że w tym roku będzie podobnie i spokojnie damy sobie radę. Podobnie było po drugiej lidze, kiedy dołączyło do tego klubu dwóch albo trzech zawodników, w tym Wiktor (Lampart – dop. red.) i ja. Wynik wtedy był bardzo dobry.
Czy pan jakoś szczególnie podchodzi do tego sezonu? Już wcześniej miał pan okazję jeździć w PGE Ekstralidze w barwach klubów z Rzeszowa i Tarnowa…
– Gdyby nie problemy finansowe Stali Rzeszów w 2015 roku, kiedy utrzymaliśmy się w ekstralidze, ale z powodu braku pieniędzy trzeba było zejść ligę niżej, to pewnie do tej pory bym jeździł na takim poziomie. Wiem, z czym to się je. Poczyniłem pewne kroki, żeby jakoś jeździć w tej ekstralidze, a nie przyjeżdżać na ostatnich miejscach. Dlatego też, między innymi, będę jeździł w Anglii, żeby tych jazd było jak najwięcej.
W zeszłym sezonie podpisał pan kontrakt ze szwedzką Rospiggarną Hallstavik (w tym zespole występowali również Andreas Jonsson, Robert Lambert i Sam Masters), ale nie wystąpił pan w żadnym spotkaniu. Teraz kwestia występów za granicą ma się zmienić?
– Na pewno. Będę występował w Danii i w Anglii. O to nie muszę się martwić w tym roku. Jak wiadomo, jazda jest najważniejsza. Kiedy się złapie automatyzm, systematyczność, to już potem idzie wszystko. A jeżeli się jeździ tylko raz na dwa tygodnie, to wyniku się nie zrobi.
Jak może pan ocenić to, co stało się w ostatnim czasie ze Stalą Rzeszów? Jest pan wychowankiem tego klubu…
- Już przed tamtym sezonem wiedziałem, że coś będzie nie tak. Przeczułem to i dlatego poczyniłem takie kroki, jakie poczyniłem. Nie żałuję tego, to była jedna z lepszych decyzji, że przenieśliśmy się do Lublina. Myślę, że nie tylko pan Ireneusz Nawrocki, ale też całe jego otoczenie, niezbyt dobrze znało się na żużlu i dlatego skończyło się to w ten sposób. Wyszło tak, jak się spodziewałem.