Nie sposób obojętnie przejść wokół ostatnich „gorących newsów”, którymi żyje cała żużlowa Polska. Plaga, jak to co niektórzy nazywają zwolnień lekarskich przeradza się w „niekończącą się opowieść”. Najpierw wspomniany dokument rzucił Piotr Pawlicki, w ślad za nim Maksym Drabik, starszy z braci Pawlickich i Maciej Janowski. Teorie, jakie rodzą się wokół tego wydarzenia biją na głowę wizje niejednego autora serii fantasy. A ja napiszę krótko. Zostawmy ich w spokoju!
Każdy ma swój system wartości, którym się kieruje w życiu. Nie nasza sprawa kto, gdzie i co robi. Gdy dzieje się jakiś kataklizm, rozprzestrzenia się zło, każdy praktycznie bez wyjątku ma jedną myśl: dobrze, że ja mam spokój i mnie to nie dotyczy. Wypadałoby taką sama postawę przyjąć wówczas, gdy ktoś inny postępuje według własnych zasad dla nas niezrozumiałych, ale nie robi tym praktycznie nikomu krzywdy. Chyba, że sobie ale to temat na odrębną dyskusję. My Polacy potrafimy osądzić każdego, niemalże „od ręki” nie bacząc, że wina może być bardziej złożona. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że Maksym Drabik ot tak rano się obudził i postanowił, że na mecz kadry nie przyjedzie. Podobnie jak Maciej Janowski. „Magic” odpuściłby reprezentację bo dostał jakieś „widzimisię”? Rezygnacja ze startu w Złotym Kasku, w którym stawką jest udział w kwalifikacjach do SEC i SGP jest dowodem na to, że sytuacja zabrnęła naprawdę daleko. Tu nie chodzi o sportowy cel czy ambicje. Problem może leżeć dużo głębiej.
Czytam i się śmieję. PZM ma zrobić z tym porządek. Bierze zatem miotłę i zebrany brud ma zamieść pod dywan? Zawodnicy zaczynają zwracać uwagę, że dzieje się źle. Ale nie z nimi. Wina jak zawsze leży po środku i nad tym warto by się pochylić. Kto doprowadził do, w mojej ocenie tak desperackiego już kroku naszych kadrowiczów? Kto jest źródłem tego chaosu?
Jeżeli chcemy wnikać w sprawę to zróbmy to dogłębnie. Czasami odpowiedź sama rzuca się w oczy a my próbujemy ją znaleźć zupełnie gdzie indziej tam, gdzie najłatwiej lub co gorsza, najbezpieczniej.
Korzystając z okazji odniosę się do jeszcze jednej kwestii, juniora zagranicznego w miejsce naszego, polskiego. Napiszę tak: dawno nie słyszałem tak durnowatego pomysłu jak propozycja Andrzeja Witkowskiego, nad którą z zachwytu pieje 99% felietonistów. Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Podobno, gdyż ta woda już dawno popłynęła swoim nurtem i jest to po prostu niemożliwe. Ale nie tu, nie u nas. Dla nas jak widać niemożliwe nie istnieje. Zawrócimy bieg rzeki, jeżeli będzie taka potrzeba.
Zapomnieliśmy już jak ściągnięte, nie ujmując nikomu „wynalazki” z zagranicy często okazywały się niewypałem. Słyszę o młodych, zdolnych których mamy przyjąć pod skrzydła Najlepszej Żużlowej Ligi Świata. Cytując jednak reklamę jednej z rafinerii: „Naj nie bierze się znikąd”. Nie tylko talent ale i ciężka praca dają efekt. Przykład Unii Leszno niech idzie za wzór. Tam nie ma ludzi przypadkowych. Od początku do końca przy tych młodych żużlowcach ktoś jest i czuwa nad nimi. Jasne, jeżeli ktoś nie potrafi się do tego zabrać to potem biadoli, że nie ma chętnych, lub że juniorzy nie robią wyniku pomimo zainwestowanych funduszy. Żużlowcy rodzą się tylko w Lesznie? A może tylko tam potrafią o nich zadbać i stworzyć warunki do rozwoju?
Bartosz Zmarzlik zostaje Indywidualnym Mstrzem Świata. Drabik, Smektała, Kubera zajmują trzy pierwsze miejsca we walce o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów. To wszystko dzieje się w 2019 roku, roku w którym zamierzamy zrezygnować z obowiązku wystawienia drugiego polskiego juniora w składzie meczowym. O ironii, śmiejesz się nam w twarz.