Lee trenował na tym silniku w Rzeszowie i potem rozmawiałem z nim przez telefon. Mówił, że jest naprawdę szybki, jakby miał rakietę. To była nasza ostatnia rozmowa – wspomina Craig Richardson, brat Lee.
Dostałem telefon od kogoś z Polski z informacją, że ten silnik, który dostał z klubu był nieregulaminowy. Lee nigdy nie jeździł na czymś co było nielegalne. Używał tylko standardowych silników o pojemności 497 cc – mówi ojciec zawodnika, Colin Richardson i dodaje, że czasami zdarzają się takie o pojemności 550 cc. To nie wygląda na dużo, bo to tylko 50 cc, ale to jest jednak 10 procent - silnik wtedy zachowuje się zupełnie inaczej. Czy to był za duży silnik? Nie wiem. Zaraz po wypadku został on wymontowany i zniknął. Tak powiedział mi mechanik syna z Polski. Nie wiem czy to wszystko prawda, czy nie, ale mogę powiedzieć, że ten motocykl tak dziwnie podskakiwał - nigdy wcześniej niczego takiego u syna nie widziałem.
Na te słowa zareagowała Marta Półtorak, która w tamtym okresie pełniła funkcję prezesa klubu. Nigdy nie dawaliśmy Lee żadnego silnika - to by zresztą było naprawdę dziwne gdybyśmy tak robili. Podobnie jak inni, Lee był profesjonalistą i od klubu żadnych silników nie dostawał. Na początku tamtego sezonu rzeczywiście miał duże problemy sprzętowe i nawet pomagałam mu skontaktować się z różnymi tunerami, ale na tym koniec. Dodam jeszcze, że skorzystał z tych kontaktów.
Była prezes nie wie jak tłumaczyć takie wypowiedzi po tylu latach od tragedii. Zupełnie nie rozumiem takiego zachowania. Nie wiem nawet, jak to sobie tłumaczyć. Czy to może ma być jakiś sposób zaistnienia w mediach? Lee miałby dostać silnik z klubu, który był nieregulaminowy i ojciec zawodnika mówi o tym po ośmiu latach od tej tragedii? To wszystko jest wyssane z palca. Naprawdę nie mogę zrozumieć takiego postępowania – zakończyła Półtorak.