Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
Polecamy
Wspomnienia Rufina Sokołowskiego – Przyspieszony kurs żużla. Co robić? Część czwarta
 08.06.2020 19:18
Rufin Sokołowski przez dziesięć lat pełnił funkcję prezesa Klubu Sportowego Unia Leszno. Człowiek znikąd, który nie widział w całości imprezy żużlowej, został wybrany na prezesa najbardziej utytułowanego klubu żużlowego w Polsce. O swoich początkach z żużlem, Unią Leszno i starych (nie) dobrych czasach opowiedział na łamach portalu. Zapraszamy na czwartą część wspomnień Rufina Sokołowskiego.

Musiałem szybko się uczyć i wybrać nauczycieli. Zacząłem od członków zarządu. Wielu miało ogromną wiedzę o tym sporcie, ale większość patrzyła na klub i pełnioną funkcję w zarządzie „po kibicowsku”. Niemal wszyscy kochali Unię z pełną szczerością i daliby się za nią posiekać. Potrafili godzinami opowiadać o jakichś historiach na torze. Spojrzenie, nazwijmy to organizacyjne, miało niewielu. Pierwszą osobą, która mi zaimponowała wiedzą o klubie, był Leszek Jankowski. Prawnik z wykształcenia od kilku lat w zarządzie. Opowiadano o nim, że przełożył datę ślubu, bo kolidowała z terminarzem meczów Unii. Został sekretarzem Zarządu. Później wiceprezesem urzędującym i dyrektorem klubu w jednym. Działaliśmy razem niemal 10 lat. Był bez wątpienia twórcą wspanialej atmosfery wśród pracowników i zawodników. Wysoka kultura osobista. Był moim Piotrem, na którym budowałem klub mój. Był od niego (Piotra) lepszy, bo nie zaparł się mnie, gdy inni to czynili. Jeszcze dziś pisząc te teksty, korzystam z jego pamięci.

 

Pierwsze popołudnia spędziłem na tzw. kolacjach. Zapraszałem po kolei byłych prezesów. Każdego oddzielnie. Marian Grys prezes w latach 1972-89. Wieloletni dyrektor leszczyńskiego PKS. W 1981 roku przechodziłem pod jego okiem miesięczną praktykę studencką. Opowiadał, że w tym sporcie trzeba gonić zajączka, ale niekoniecznie dogonić. Uzmysłowił mi, że lata dominacji jednego klubu nieuchronnie prowadzą do głębokiego kryzysu. Jak potem sprawdziłem, załamanie miała Unia po sukcesach lat 50 i 80, ROW Rybnik, Stal Gorzów, czy współcześnie Polonie z Bydgoszczy i Piły. Prezes Stanisław Mizgalski 1990-93 przyszedł w gronie najbliższych współpracowników Stanisława Misiornego i Jerzego Jaworowicza. W przeszłości byli oni członkami zarządu u Mariana Grysa. Podobnie jak zwalczająca ich opozycja. Nie dość, że musieli pokonywać problemy związane z rozpadem starego porządku gospodarczego i tym samym upadku źródeł finansowania klubu, to jeszcze utworzony w 90 roku -przez byłego wiceprezesa Unii ds. ideowo- wychowawczych- Adama Zająca -„Tygodnik Żużlowy” budował swoją poczytność w Lesznie na opluwaniu władz klubu. Poddali się w 1993. Kierownictwo klubu wziął na swoje barki Zbigniew Potok, dr . nauk ekonomicznych, późniejszy wiceprezydent Leszna (do którego powołania w 1998 roku, jak i odwołania walnie się przyczyniłem, ale o tym później). Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek krytykował swoich poprzedników. Wprost przeciwnie zapraszałem ich na trybunę honorową przez wszystkie lata, żeby podkreślić ich zasługi dla utrzymania Unii przy życiu.



Martwiły rozmowy z księgową. Zobowiązania równe rocznym przychodom. Konto zajęte przez komorników.


Na szczęście potencjał sportowy duży. Andrzej Pogorzelski jako trener. Bolesław Ossowski przygotowanie ogólnorozwojowe. Kazimierz Juskowiak mechanik. Włodzimierz Heliński II mechanik. Mistrzowie w swoim fachu. Zawodnicy Roman Jankowski, Dariusz Łowicki, Adam Łabędzki, Zbigniew Krakowski, Paweł Jąder, Krzysztof Mitura, Sławomir Rypień, Robert Mikołajczak, Adam Skórnicki, Damian Baliński.


Najważniejsza decyzja stojąca przede mną. Czy likwidować KS Unia Leszno rocznik 1938 i powołać np. Towarzystwo Sportowe Unia Leszno ? Czy odciąć się od zobowiązań, ale i historii? Czy ratować to, co jest?


Zadecydował niedoszły transfer Roberta Mikołajczaka i Romana Jankowskiego do Bydgoszczy.


O kłopotach Unii głośno było w całym sportowym kraju. Zadzwonił do mnie p. Leszek Tylinger. Jakbyśmy dziś powiedzieli menager Polonii Bydgoszcz. Byli zainteresowani Robertem Mikołajczakiem. Stanowisko, które przedstawiłem po konsultacji z zarządem, było takie: Jak Robert zechce u Was jeździć i wpłacicie na konto Unii 200 tys. zł, to podpiszemy transfer. Delegacja Bydgoszczy przyjechała. Pamiętam, że był to piątek. Co- jak się okazało- miało kluczowe znaczenie. Po targach uzgodniliśmy 190 tys. zł. I wtedy powiedziałem bydgoszczanom: "A może bylibyście zainteresowani Romanem Jankowskim?”. Tak zaskoczonych ludzi nigdy nie widziałem. Zaczęli szeptać coś między sobą. Zapytali: "A, ile trzeba by zapłacić ?”. „100 tys". odpowiedziałem. Leszek Tylinger poprosił o możliwość nieskrępowanego wykonania połączenia telefonicznego.


Nie wiem do kogo dzwonił.Plotki mówią, że do wielkiego fana bydgoskiego klubu Mieczysława Wachowskiego. Ten, gdy go kiedyś później o to zapytałem, nie zaprzeczył. W każdym razie potwierdzili chęć transferu Romana. Poprosiłem oby dwóch zawodników do siebie. Patrząc im w oczy, powiedziałem: „Wiecie jak trudna, jest sytuacja klubu, Ty Roman masz okazję zarobić na sportową starość.Ty Robert masz karierę przed sobą. Tam masz większe możliwości rozwoju.  Nie ukrywam, że perspektywa obydwu transferów może załatwić 60% zobowiązań całego klubu. Ale wybór należy do Was. Formalnie musicie przynieść wnioski o zgodę na zmianę barw klubowych. Macie czas do poniedziałku. Jak odejdziecie, to spłacimy wierzycieli klubu i zaczniemy od nowa. Jak zostaniecie, to będę gryzł trawę, aby ratować klub, a Wam nie będzie lekko. Przed nami nie wiadomo ile sezonów w II lidze. Przemyślcie".


Zaprosiłem gości z Bydgoszczy na obiad w restauracji Olimpijczyk mieszczącej się obok pomieszczeń klubowych. Nie zdążyliśmy usiąść przy stole, gdy pojawił się prezes wrocławskiego klubu Andrzej Rusko i trener Ryszard Nieścieruk. Temat to transfer Roberta Mikołajczaka. Przeprosiłem, że już jesteśmy po słowie z Polonią i nie ma o czym mówić. To przyjęli ze spokojem, ale informacja o przejściu Romana Jankowskiego zwaliła wrocławian z nóg. Jak mi się wydaje, pogratulowali działaczom z Bydgoszczy tytułu Mistrza Polski w następnym sezonie.


Od piątkowego wieczoru do poniedziałku rano na mój prywatny stacjonarny telefon, którego był w książce telefonicznej, wykonano setki telefonów z groźbami i obelgami pod moim adresem. Na szczęście nie ja odbierałem, tylko moi goście za wschodniej granicy, którzy rozumieli tylko wybrane słowa. W poniedziałek Jankowski i Mikołajczak przyszli. Powiedzieli, że zostają. A ja na poniedziałkowym zarządzie klubu: „Bronimy starej Unii, nie ma mowy o nowym klubie”.


Nigdy bym wtedy nie pomyślał, że 12 lat później, podczas tworzenia Sportowej Spółki Akcyjnej stowarzyszenie KS Unia Leszno nie zasłuży nawet na 1 akcję. Będzie utrzymywane przy życiu jak warzywko, aby wyrwać parę złotych dotacji miejskiej.

Dominika Bajer (za: inf. własna)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (1)
5 lat temu
Konto usunięte
Ale kępa dostał kopa:}}}}}}}
  Lubię
  Nie lubię
© 2002-2024 Zuzelend.com