Red. Krzysztof Kurasiewicz (Dziennik Wschodni): Jak można ocenić niedzielne spotkanie z Moje Bermudy Stalą Gorzów? Wygraliście 53:37...
Jarosław Hampel (Motor Lublin): To zwycięstwo było nam bardzo potrzebne po porażce we Wrocławiu. Chcieliśmy pokazać, że wcale nie jesteśmy tak słabym zespołem, jak to wyglądało w pierwszym meczu. Wygraliśmy bardzo pewnie, bez większego problemu. Wszyscy doskonale wiedzieli, jak ważne jest to spotkanie i wszyscy byliśmy ogromnie zmobilizowani do tego, żeby pierwszy mecz na stadionie w Lublinie wygrać. Początek nie należał do najłatwiejszych. Ciężko było nam odskoczyć. Myślę, że po tej pierwszej serii wszystko zaczęło się dla nas dużo lepiej układać. Biegi, w których zwyciężaliśmy 5:1 na pewno robiły olbrzymią różnicę. W końcówce byliśmy już nie do złapania.
To wy przeszliście taką metamorfozę czy rywal miał spore problemy?
Trudno jest ocenić siły poszczególnych zespołów na początku tego sezonu. Niemniej jednak trzeba dodać, że byliśmy bardzo zmobilizowani. Po pierwszym meczu dużo trenowaliśmy – dwa dni z rzędu, mnóstwo testowania sprzętu i dużo jazdy. To nam na pewno pomogło. Taki zimny prysznic na początek czasami działa motywująco. Wiedzieliśmy, że musimy dużo pracować, żeby nasza forma poszła w górę. Chcieliśmy tez pokazać, że jesteśmy zespołem, który może zdecydowanie wygrywać.
W sumie mieliście pięć podwójnych zwycięstw, z czego trzy z rzędu. Taki styl jazdy musi wam dawać pewien komfort psychiczny…
Oczywiście. Tak to jest, kiedy dwa czy trzy biegi układają się w ten sposób. To na pewno buduje i powoduje, że jest trochę więcej spokoju w trakcie spotkania. Jak mówiłem, na początku było dosyć nerwowo, bo wcale tak dobrze nie zaczęliśmy.
Jedną rzecz na pewno można ocenić już teraz – różnicę w meczu bez kibiców i z kibicami. Odczuliście to?
Od razu dało się to odczuć. Różnica była bardzo duża, a wiemy, że tylko 25 proc. kibiców można było wpuścić na stadion. Było widać, że są kibice, że jest doping. Udało się zbudować atmosferę tego meczu, nie było już tak cicho. To zdecydowanie jest taki klimat, który nam sprzyja. Do tego jesteśmy przyzwyczajeni, startując na co dzień w PGE Ekstralidze.
Niektórzy skorzystali nawet z pomocy wysięgników, żeby oglądać to spotkanie…
Już nie raz widziałem, jakich wiernych i oddanych kibiców ma Motor Lublin. Zawsze bilety czy karnety sprzedawały się w tempie ekspresowym. To pokazuje, jak ważną dyscypliną jest żużel w Lublinie.
Można spotkać się z opiniami, że przyjście do Lublina jest dla Jarosława Hampela „nowym otwarciem”. Czy po tylu latach jazdy potrzebuje pan jeszcze czegoś takiego?
Często tak to działa i przyznam, że jest to dla mnie dodatkowa mobilizacja i bodziec, który napędza mnie do ciężkiej pracy. Pomimo tego, ile lat się jeździ, czasami zmiana klimatu i otoczenia służy i chciałbym, żeby teraz też tak to wyglądało. Na razie jesteśmy na początku tego sezonu. Wszystko zaczyna wyglądać obiecująco, ale nie zapominajmy, że przed nami kolejne trudne mecze wyjazdowe i u nas na torze. Nie popadamy w żaden hurraoptymizm po tej wygranej, bo wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak trudna będzie Ekstraliga w tym roku. Nie każdy pokazał jeszcze pełnię swoich sił i to wszystko może jeszcze się wywrócić do góry nogami. Dobrze, że tak zaczynamy, w sensie tego ostatniego meczu, ale wiemy, jak dużo pracy jeszcze przed nami.