Otwarta przestrzeń, wszyscy w parku maszyn z negatywnym wynikiem na obecność rzeczonego wirusa, zwiększone odległości pomiędzy boksami zawodników i... bezwzględny nakaz zakrywania nosa i ust po ciężkim wysiłku w ponad trzydziestostopniowym upale. Dramat powiedzieć, to nic nie powiedzieć. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Ci którzy wpadli na ten pomysł nigdy sami nie doświadczyli większej aktywności fizycznej niż spacer wokół domu. Oczywiście zawodnicy to wyczynowi sportowcy, wytrenowane organizmy, ale nawet taki człowiek po trwającym ponad minutę ogromnym wysiłku, w pełnej żużlowej „zbroi” i często w tumanach kurzu, potrzebuje normalnie oddychać! Do tego wszystkiego jeszcze te wywiady sam na sam z mikrofonem i oczywiście w maseczce...
Jak odnieść to wszystko do piłkarzy, którzy wrócili na stadiony mniej więcej w tym samym czasie co żużlowa Ekstraliga? Czy 22 zawodników wspólnie biegających, rozmawiających, kłócących się w czasie meczu, cieszących się razem po zdobyciu gola, przepychających się w większych grupach podczas stałych fragmentów gry to mniejsza szansa na rozprzestrzenianie się choroby? Oczywiście, jak pewnie daje się zauważyć, nie twierdzę żeby dać im maseczki. Bardzo dobrze, że grają bez, tylko gdzie w tym wszystkim logika? A jak dodamy to tego temat poza sportowy, ale bardzo na czasie, czyli wiece i wieczory wyborcze gdzie kilkadziesiąt bądź kilkaset osób tłoczy się na scenie wokół przyszłej głowy państwa bez zakrytych ust, to całość staje się najdelikatniej mówiąc parodią.
Ktoś powie, że się czepiam, że zawodnikom tak bardzo to nie przeszkadza. Przeszkadza, ale co oni mogą zrobić? Jak w pierwszych dwóch kolejkach kilka razy o tym wspominali i grzecznie prosili przed kamerami żeby coś z tym fantem zrobić to jedynie pojawiły się głosy, że jeśli komuś to przeszkadza to może warto wysłać go na dodatkowe badania, bo może jednak nie jest zdolny do uprawiania tego sportu. Ręce opadają.
Miejmy nadzieję, że wśród żużlowych dygnitarzy znajdzie się ktoś odważny i mądry, kto pozbędzie się w najbliższej przyszłości maseczek z parku maszyn. Zawodnikom na pewno nie pomagają, dyscyplinie nie dodają uroku, a kibica po prostu śmieszą.