- Zdawaliśmy sobie sprawę, że ten sezon nie będzie dla nas łatwy. Choćby dlatego, że odszedł od nas Leigh Adamsa. - mówi Igielski.
Najgorsze miało jednak dopiero nadajeść. Na przełomie maja i czerwca rozpoczęła się "czarna passa" leszczynian. Co kilka dni media donosiły o coraz to nowych kontuzjach zawodników Unii Leszno. - Nawet jednak w najczarniejszym scenariuszu nie zakładaliśmy, że w dziesięć dni stracimy pół drużyny. A tak się stało. W pewnym momencie naprawdę zastanawialiśmy się nad tym, czy nie oddawać meczów walkowerem, bo fizycznie nie miał kto jechać. Na szczęście, przebrnęliśmy przez te wszystkie kłopoty i dojechaliśmy aż do finału - dodał dyrektor zarządzający Unii, Ireneusz Igielski.
"Byki" są już w finale, nadal jednak nie wiadomo z kim się w nim zmierzą oraz gdzie.